sobota, 30 listopada 2013

Historia jedna z wielu


W tym wpisie nie przywołam żadnego pamiętnego meczu, który zapisał się złotymi zgłoskami w historii Wisły, nie mam zamiaru też opowiadać o obecnej sytuacji w zespole „Białej Gwiazdy” czy o wiślackich legendach i ich wspaniałych występach. Skupię się dziś na sytuacji, która dotyka tysiące młodych piłkarzy, przed którymi świat futbolu stoi otworem a potem wszystko jednego dnia - w mgnieniu oka - potrafi odmienić losy kariery a także całego późniejszego życia. 

 Chciałbym przedstawić Wam mojego ojca, Roberta Machaczkę. Podobnie jak wielu młodych chłopaków również i on marzył o wspaniałej karierze profesjonalnego piłkarza. Dążył do spełnienia tego marzenia od zawsze, jednak ze względu na miejsce zamieszkania, a także na napiętą sytuację z nauczycielami szkoły, do której uczęszczał pierwszy krok w stronę piłkarskiej profesji udało mu się zrobić dopiero w wieku 14 lat. Wówczas mimo zakazów nauczycieli, którzy byli święcie przekonani, że nie uda mu się połączyć nauki z pracą zapisał się do szkółki piłkarskiej Wisły Kraków - drużyny, która od zawsze była bliska jego sercu.
Jego pierwszym trenerem był Mieczysław Jezierski – żołnierz Armii Krajowej, były zawodnik Wisły w barwach której rozegrał blisko 100 spotkań w najwyższej klasie rozgrywkowej. Pod jego wodzą w trampkarzach mój ojciec zbierał pierwsze szlify w piłkarskim fachu, i jak sam mawia trener Jezierski nauczył go dyscypliny oraz nieustępliwości, która powinna cechować każdego piłkarza. 


Mieczysław Jezierski

Następnie w wieku 16 lat w juniorach jego trenerem został Andrzej Turczyński czyli osoba, która od roku 1973 jest związana z Wisłą. Pan Turczyński od zawsze z sukcesami zajmował się szkoleniem młodzieży za co został wynagrodzony w 2010 roku kiedy to odebrał nagrodę ‘Jasna strona futbolu’, która została mu wręczona w ramach plebiscytu na najlepszego trenera i piłkarza małopolski. Pod jego opieką 16 letni chłopak spod Krakowa stał się wiodącą postacią swojej drużyny, z którą odnosil sukcesy na arenie międzynarodowej.

Andrzej Turczyński

Jak opowiada mój ojciec jego najmilszym przeżyciem związanym z tamtym okresem był wyjazd do francuskiego Montataire gdzie od wielu lat rozgrywany był turniej z udziałem wielu uznanych zespołów z całej Europy. Podczas niego juniorska drużyna Wisły miała szansę zmierzyć się z takimi zespołami jak O.S.C Lille, Zenit Sankt Petersburg, FC Twente czy AS St.Etienne jednak spotkaniem, które najbardziej zapadło mu w pamięć to mecz z angielskim Nottingham Forrest. Srogie baty od brytyjskiej ekipy pokazały kolosalną różnicę pomiędzy futbolem polskim a angielskim.


Bardzo dobre występy w drużynie juniorskiej zaowocowały przeniesieniem 16-latka do seniorskiej drużyny Wisły II. Tam szybko przebił się do pierwszego składu i przez 2 sezony z powodzeniem występował na pozycji prawego obrońcy lub pomocnika. Dobra gra oraz wysoka skuteczność zostały dostrzeżone przez trenerów pierwszego zespołu i został on włączony do kadr meczowych na dwa spotkania ekstraklasy jednak niespełna 18 letni piłkarz nie dostał szansy debiutu w drużynie,w której wówczas występowali tacy piłkarze jak Kazimierz Moskal czy Dariusz Marzec.








„Był bardzo dobrze wyszkolony technicznie, szybki. Im więcej dostawał szans tym więcej strzelał bramek” – mówił o nim Marek Wilk, kolega z drużyny a obecnie trener grup młodzieżowych w szkółce T.S Wisła.

Wszystko wydawało się iść w dobrym kierunku. Ojciec mimo trudności jakimi były codzienny daleki dojazd oraz przygotowania do matury dawał radę i systematycznie uczęszczał na zajęcia. Codzienne treningi i nocne powroty do domu stwarzały problemy w nauce jednak był on przekonany, że ze wszystkim sobie poradzi, ponieważ dążył od zawsze do tego jednego upragnionego celu.

Jednak niestety jeden dzień brutalnie zweryfikował te plany. 13.05.1991r, ostatni mecz sezonu pomiędzy Wisłą II Kraków a Dalinem Myślenice. Robert Machaczka ustawiony wówczas na ataku strzela bramkę, która potem daje jego drużynie remis jednak kilkanaście minut później doznaje bardzo poważnej kontuzji. Podczas jednego ze starć z rywalem w powietrzu zostaje uderzony w oko. Diagnoza okazała się bezlitosna dla młodego piłkarza. Minimum pół roku przerwy w grze.






Po wakacjach spędzonych w szpitalu, ojciec na początku klasy maturalnej skupił się na nauce i gdy po 8 miesiącach przerwy lekarze dali mu zielone światło na powrót do treningów coś się ‘zacięło’. Słaba gra, ubytki w przygotowaniu fizycznym musiały skutkować brakiem powołań do pierwszej drużyny a z biegiem czasu brakiem miejsca w składzie Wisły II. Tak właśnie zakończyła się krótka kariera utalentowanego piłkarza, którego rozwój zahamowała kontuzja. Takich przypadków jest na świecie bardzo dużo co pokazuje, że piłka nożna oprócz tego, iż jest wspaniałym i pięknym sportem umożliwiającym spełnienie swoich marzeń to w wielu przypadkach potrafi je też niestety brutalnie niszczyć.

środa, 20 listopada 2013

Upadła potęga? Nic podobnego.




23 sierpnia 2011 roku  - ten dzień przeklinał, przeklina, i z pewnością przez długi czas przeklinać będzie każdy kibic „Białej Gwiazdy” a także wszyscy fani polskiego futbolu na arenie międzynarodowej. Rewanżowy mecz IV rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów z udziałem Mistrza Polski oraz najlepszej drużyny ligi cypryjskiej – Apoelu Nikozja. W pierwszym spotkaniu Wisła po wielkich męczarniach i pięknej bramce Patryka Małeckiego zdołała zwyciężyć co napawało wielkim optymizmem wszystkich fanów.

Wiślacy w stolicy Cypru zameldowali się już 3 dni przed spotkaniem aby lepiej znieść trudy aklimatyzacji na Wyspie Afrodyty. Mimo bezbramkowego remisu odniesionego przed kilkoma dniami w ligowej potyczce z Koroną Kielce piłkarze na każdym kroku podkreślali swoją motywację przed tym arcyważnym meczem. Za to całe bojowe nastawienie odpowiedzialny był w wielkiej mierze charyzmatyczny holenderski trener Robert Maaskant
, który po objęciu „Białej Gwiazdy” zdobył mistrzostwo i chciał wygrywać coraz więcej. Pomóc w tym miał jego rodak Stan Valcx pełniący w Wiśle funkcje dyrektora sportowego. Przez pierwszy sezon wszystko układało się fantastycznie. Pieniądze wydane na transfery takich zawodników jak Maor Melikson czy Sergei Pareiko zwracały się z każdym meczem, z każdym zwycięstwem.

Jednak w decydującym spotkaniu wszystko się posypało. Największe gwiazdy Mistrza Polski w cypryjskim upale miotały się niczym grupka dzieci, która odłączyła się od swojej klasy na wycieczce w zatłoczonym mieście. Piłki wybijane na oślep od pierwszej do ostatniej minuty, kompletna dezorganizacja w każdej formacji, i choć 20 minut przed końcem spotkania Cezary Wilk na nowo rozpalił nadzieje w sercach kibiców w całym kraju to nie udało się dowieźć korzystnego wyniku 2:1 do końca. 3 minuty przed upływem regulaminowego czasu gry Brazylijczyk Ailton oddał strzał z 11 metrów, a piłka po rękach słabo dysponowanego tego dnia Pareiki wpadła do bramki tym samym rozwiewając marzenia o udziale polskiej drużyny w rozgrywkach fazy grupowej Ligi Mistrzów.

W wielu domach w Polsce (w tym też i moim) zagościł płacz oraz nieopisany smutek. Załamani piłkarze Wisły przez kilkanaście minut nie byli w stanie podnieść się z murawy boiska w Nikozji.


Był to moment, w którym holenderska maszyna napędzająca Wisłę zacięła się na dobre.

Zarówno w rodzimej Ekstraklasie jak i w Lidze Europy „Biała Gwiazda” radziła sobie bardzo przeciętnie. Na potwierdzenie tej tezy można przywołać wstydliwą porażkę na własnym boisku z beniaminkiem ligi – Podbeskidziem Bielsko-Biała (0:1), lub też potężne baty jakie Wisła dostała od Odense (1:3 ) czy Fulhamu (4:1).
Czara goryczy przelała się 6 listopada kiedy to Wiślacy ulegli 0:1 w derbowym spotkaniu Cracovii.
Bogusław Cupiał nienawidzi przegrywać z sąsiadką z drugiej strony Błoń, dlatego też na następny dzień Robert Maaskant pożegnał się z funkcją trenera, a niedługo jego śladami poszedł Stan Valcx co oznaczało koniec ‘’holenderskiej ery’’ Wisły.
Nowym trenerem został dotychczasowy asystent – Kazimierz Moskal. Ten z kolei zaliczył nieudany debiut (porażka 0:1) z Górnikiem, ale dostał szansę na odbudowanie drużyny podczas zimowej przerwy w rozgrywkach. Po niej Wisła zmierzyć się miała w 1/16 Ligi Europejskiej z belgijskim Standardem Liege. W tym dwumeczu gra Wiślaków była efektowna, ale niestety nie efektywna przez co po remisach (1:1 i 0:0) Mistrz Polski musiał pożegnać się z grą na arenie międzynarodowej.

Tydzień po wspomnianym dwumeczu Kazimierz Moskal stracił posadę trenera na rzecz Michała Probierza. Ten doprowadził Wisłę do końca sezonu zwieńczonego wygranymi derbami, po których Cracovia pożegnała się z Ekstraklasą a także domową porażką ze Śląskiem pieczętującą zdobycie Mistrzostwa przez klub z Wrocławia.

Rozpisywanie się o sezonie 2012/2013 mija się z celem, ponieważ był to okres, w którym to co wyprawiali piłkarze Wisły Kraków trudno było nazwać „grą”. Przed sezonem w letnim okienku transferowym doszło do wielu roszad w kadrze, które miały pomóc w szybkim odbudowaniu słabnącej pozycji „Białej Gwiazdy” na krajowym podwórku. Efekt okazał się jednak zupełnie odwrotny.  Słabe mecze przeplatały się z fatalnymi, niezwykle rzadko można było dostrzec przebłyski przemyślanej i przyjemnej dla oka gry. Zdecydowana większość bramek Wiślaków była przypadkowa, piłkarze wyglądali na znudzonych grą, a trenerzy (Michał Probierz, potem Tomasz Kulawik) nie potrafili nic w tej żenującej grze zmienić. W rezultacie po tragicznym i bezbarwnym sezonie krakowski zespół ukończył rozgrywki na siódmej pozycji.  Po zakończeniu sezonu Tomasz Kulawik pożegnał się z posadą trenera równocześnie zaznaczając, iż po wielu latach kończy jakąkolwiek współpracę z Wisłą.

11 czerwca 2013 roku jako nowy trener zespołu spod Wawelu został zaprezentowany Franciszek Smuda. Były selekcjoner na wstępie zaznaczył, iż nie zamierza w nadchodzącym sezonie walczyć o mistrzostwo, mówił o tym, że od Bogusława Cupiała dostał duży kredyt zaufania, i ma 3 okienka transferowe na odbudowanie potęgi Wisły.

Decyzja o zatrudnieniu tego szkoleniowca okazuje się bardzo trafna, bo póki co dotrzymuje on słowa. Wisła po 18 kolejkach jest na 3 miejscu w tabeli a na swoim stadionie śrubuje właśnie klubowy rekord 8 zwycięstw bez straty gola.